piątek, 31 lipca 2015

W głowie się nie mieści (2015) PL




reżyseria: Pete Docter
scenariusz: Pete Docter, Meg LeFauve, Josh Cooley
gatunek: Animacja, Fantasy, Komedia
produkcja: USA
premiera: 1 lipca 2015 (Polska) 18 maja 2015 (świat)







Oglądaj ONLINE:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ






Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ









Pomysł zobrazowania popularnej metafory o małych ludzikach sterujących ludzkim organizmem ma już swoje lata – przypomnijmy sobie choćby kultowy serial "Było sobie życie". "W głowie się nie mieści", nowa produkcja ze stajni Pixar, wykorzystuje ten sprawdzony schemat, ale czyni to z wielkim wyczuciem, humorem i w zupełnie szalonym wizualnym stylu. Spece od animacji zafundowali nam podróż do wnętrza umysłu 11–latki, czyli tam, gdzie gnieżdżą się niestabilne emocje, kształtują zręby osobowości, a świeże wspomnienia i stare ślady pamięciowe komponują się w barwną mozaikę. Być może nie jest to wizja, której przyklasnąłby Dziadek Freud – za dużo tutaj pasteli i surrealizmu rodem z "Alicji w Krainie Czarów" – ale na pewno pomysły scenarzystów, podane w odpowiednio komiksowej formie, nie odstają od ustaleń współczesnej psychologii. Co jednak najważniejsze, "W głowie się nie mieści" to inteligentne kino familijne – nie ma mowy, żeby dorośli widzowie poczuli się w trakcie seansu znużeni.      

Koncept jest wybitnie prosty – umysłem bohaterki, nastoletniej Riley, zarządza pięć elementarnych emocji: Radość, Smutek, Gniew, Strach i Odraza. Radość to niepoprawna optymistka o ciele wróżki w pstrokatej sukience. Smutek przybiera kształt apatycznej, trupioniebieskiej okularnicy. Gniew łączy Hellboya ze SpongeBobem, Strach to wychudzony pracownik dużej korporacji, a Odraza ma zieloną skórę i punkowy fryz. Emocje sterują reakcjami Riley za pomocą elektronicznej konsoli, zapisują wspomnienia dziewczynki w specjalnych szklanych kulach i często nie mogą dojść ze sobą do porozumienia, chociaż to Radość wydaje się mieć decydujący głos – przynajmniej do czasu. Kiedy Riley, zwykle pogodnie usposobiona, przeprowadza się z rodzicami do innego miasta, zaczynają się prawdziwe kłopoty: nastolatka ma problem z adaptacją do nowego środowiska. Żeby tego było mało, w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności Radość i Smutek wydostają się na zewnątrz centrum dowodzenia emocjami i muszą rozpocząć wędrówkę po nieznanych zakątkach umysłu nastolatki. Czasu mają niewiele, bo ich nieobecność grozi rozpadem kształtującej się osobowości. 
  
Konstruując uniwersum psychiki małej bohaterki, twórcy wykazali się wyobraźnią, której nie powstydziłby się 10-latek pozostawiony samopas w gigantycznym sklepie z zabawkami. Animowanemu "wewnętrznemu światu" najbliżej pewnie do staroświeckiego automatu do gier skrzyżowanego z planszówką i Game Boyem. Ślady pamięciowe przypominają różnokolorowe kulki z flippera, ale dają się również przeglądać jak nowoczesne dotykowe tablety. Do centrum dowodzenia podpięte są tekturowe wyspy-osobowości, a w jaskini podświadomości rosną brokułowe drzewa i panoszą się mroczni klauni. Kapitalny jest też pomysł z Fabryką Snów – Radość i Smutek odwiedzają wytwórnię marzeń sennych, która do złudzenia przypomina hollywoodzkie studio filmowe z własnym systemem gwiazd (brawa za nadętego kuca-jednorożca) i niskobudżetowym chłamem. Znajdziemy tutaj oczywiście dużo więcej odlotowych, często zupełnie abstrakcyjnych pomysłów, ale w trakcie seansu w ogóle nie towarzyszy nam wrażenie, że twórcy przesadzili i zmieszali ze sobą elementy z nieprzystających do siebie porządków. Wręcz przeciwnie – bez przepychu kolorów i kształtów film mógłby się zamienić w poprawną disnejowską sztampę albo w powiastkę edukacyjną. Dla ekipy pixarowców byłoby to chyba spełnienie ich najmroczniejszego snu. 
  
Wielki plus należy się także za brak fekalnego poczucia humoru i bombardowania aluzjami możliwymi do odczytania jedynie przez dorosłych widzów (ile można!). Podstawowym źródłem humoru jest w "W głowie się nie mieści" zestawienie tego, co dzieje się w środku Riley – zachowania szalonych ludzików-emocji – z jej reakcjami zewnętrznymi i odpowiedzią otoczenia. Niektóre zabawne sytuacje wiążą się też z celnymi obserwacjami działania mechanizmów ludzkiej psychiki i mają niewątpliwy walor edukacyjny. Dam przykład: kartoflani pracownicy pamięci długotrwałej dla zwykłej draki umieszczają w centralnych punktach wspomnienie tandetnej piosenki z reklamy gumy do żucia, którą Riley zaczyna w pewnym momencie mimowolnie nucić. Efekt dobrze znany nowoczesnej psychologii pamięci, a w tym przypadku również pretekst do zabawy i nauki. 
  
"W głowie się nie mieści" doskonale łączy tego rodzaju inteligentny humor, dynamiczną akcję i szaloną wyobraźnię. Po pokazie w Cannes zachwyceni dziennikarze zgotowali animacji owacje na stojąco. Wiem, że pozytywne przyjęcie przez publikę złożoną z samych dorosłych  może być słabą rekomendacją dla filmu ze studia Pixar, ale na wszelki wypadek przypomnijmy sobie jeszcze jedno żelazne prawo psychologii: każdy dorosły nosi w sobie pewien ślad dziecka. Do kina pójdźmy więc z dziećmi i jako dzieci – na sto procent nie będziemy zawiedzeni.              






Spis wszystkich filmów PO PRAWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)


Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.


DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ OGLĄDALNOŚĆ BLOGA ORAZ ZA WSZYSTKIE MIŁE MAILE. :)





Pozdrawiam,
Monika Musiał.

Najdłuższa podróż (2015) PL



reżyseria: George Tillman Jr.
scenariusz: Craig Bolotin
gatunek: Dramat
produkcja: USA
premiera: 12 czerwca 2015 (Polska) 3 kwietnia 2015 (świat)








Oglądaj ONLINE:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ







Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ






Nicholas Sparks. Te dwa słowa mówią wszystko. Amerykański pisarz znany jest z tego, że opowiada wciąż od nowa tę samą historię. Zmienia tylko bohaterów i okoliczności. Rdzeń pozostaje niezmiennie ten sam. I to właśnie sprawia, że pisarz od lat cieszy się niesłabnącą popularnością. Jest bowiem całkiem liczna grupa ludzi, którzy uwielbiają poczucie swojskości jego historii, gdy nawet niespodzianki są przewidywalne, a ostateczny cel bohaterów jest z góry przesądzony. W takiej sytuacji nie finał staje się istotny, lecz droga do niego. I to ona stanowi wyzwanie dla twórców filmowych biorących się za ekranizację prozy Sparksa. Niektórzy, jak Nick Cassavetes w "Pamiętniku", triumfują kreacją ponadczasowego piękna opowieści o uczuciu totalnym. Inni, jak Michael Hoffman w "Dla ciebie wszystko", polegli niezdolni zapanować nad wszechobecną ckliwością życiowych dramatów, jakie są udziałem bohaterów. 



Na tle innych ekranizacji Sparksa dzieło George'a Tillmana Jr. prezentuje się nieźle. "Najdłuższa podróż" nie zbliża się co prawda poziomem do fenomenalnego "Pamiętnika". Nie jest jednak w żadnym wypadku katastrofą, jaką był film Hoffmana. Autor "Notoriousa" postawił na prostotę, trafnie oceniając, że Sparks nasycił historię wystarczającą dozą dramatów i miłosnych uniesień, że jakiekolwiek udziwnianie doprowadziłoby widzów do mdłości. Dlatego też pozwala Sophii (Britt Robertson) i Luke'owi (Scott Eastwood) spokojnie odkrywać piękno prawdziwego uczucia i nie ingeruje, kiedy stają przed dramatycznymi wyborami: życie we dwoje czy życie na dotychczasowych zasadach. Zachowuje również dystans, kiedy opowiada historię wzlotów i upadków młodego Iry i Żydówki Ruth, która uciekła z Wiednia, zanim rozpoczęły się nazistowskie represje. Dzięki temu udało się reżyserowi uniknąć wrażenia, że próbuje wcisnąć widzom do gardła dwie sentymentalne opowiastki, że chce siłą wymusić na oglądających reakcje emocjonalne. W "Najdłuższej podróży" wszystko rozwija się w sposób naturalny, a naiwność czy nadmierna ckliwość jest szybko wybaczana, bowiem czworo głównych bohaterów z łatwością budzi sympatię. 






Udało się więc Tillmanowi Jr. stworzyć piękną, chwytającą za serce historię o ludziach, którzy w listach sprzed pół wieku odkrywają życiową mądrość pozwalającą im podjąć słuszną decyzję. Niestety takie działanie reżysera ma poważny efekt uboczny. Bardzo wyraźnie podkreślona została schematyczność prozy Sparksa: dwie pary rozdzielone przez czas, krytyczna decyzja, od której zależy byt związku, zestaw przemijanie-choroba-śmierć. Chwilami można się złapać na tym, że zamiast Scotta Eastwooda oczekuje się pojawienia Ryana Goslinga, a zamiast Alana Aldy – Richarda Jenkinsa. A ponieważ "Najdłuższa podróż" jest filmem słabszym niż "Pamiętnik" czy "Wciąż ją kocham", to też wrażenie obcowania z produktem poślednim jest niesprawiedliwie wyostrzone. Dlatego też film Tillmana Jr. wart jest polecenia tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z ekranizacjami Sparksa. Jest to bardzo solidny punkt wyjścia, który zachwyci neofitów i zachęci ich do odkrywania kolejnych filmów opartych na jego prozie. 












Spis wszystkich filmów PO PRAWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)


Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.


DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ OGLĄDALNOŚĆ BLOGA ORAZ ZA WSZYSTKIE MIŁE MAILE. :)




Pozdrawiam,
Monika Musiał.

Carte Blanche (2015)



reżyseria: Jacek Lusiński
scenariusz: Jacek Lusiński
gatunek: Dramat obyczajowy
produkcja: Polska
premiera: 23 stycznia 2015 (Polska) 12 stycznia 2015 (świat)
nagrody: 2 nagrody i 3 nominacje








Oglądaj ONLINE:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ







Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ













Gdyby Lublin leżał bliżej Hollywood, amerykańscy producenci daliby się rozjechać buldożerem za prawa do biografii Macieja Białka. Ociemniały historyk latami ukrywał kalectwo przed przełożonymi i uczniami. Listę obecności sprawdzali za niego wychowankowie, w ocenianiu klasówek i wypełnianiu świadectw pomagali wtajemniczeni przyjaciele. Dobra znajomość topografii szkolnego budynku pozwoliła w miarę bezkolizyjnie poruszać się w labiryncie korytarzy i sal lekcyjnych. Najtrudniejsze okazały się okresowe badania pracownicze. Mężczyzna zdał je, wkuwając na pamięć układ liter na tablicy okulistycznej. Trwająca kilka lat mistyfikacja początkowo była tylko desperacką próbą zachowania posady. Z czasem zamieniła się jednak w zapasy z losem, akt buntu przeciwko niezawinionemu cierpieniu. 




W filmie Jacka Lusińskiego zmagania Kacpra (bo tak nazywa się ekranowy odpowiednik Białka) nabierają dodatkowego znaczenia. Są odbywającą się w ekstremalnych okolicznościach lekcją dojrzałości. Niefrasobliwy, znajdujący się pod pantoflem apodyktycznej mamusi bohater musi wreszcie zmężnieć i nauczyć się brać odpowiedzialność za innych. W tym ostatnim "pomoże" mu zapięta pod szyję surowa pani dyrektor, przymuszając do objęcia wychowawstwa w klasie maturalnej. Symbolem przemian stanie się decyzja o sprzedaży teleskopu, przez który sympatyczny lekkoduch kontemplował do tej pory ciała niebieskie. Paradoksalnie utrata wzroku otworzy mężczyźnie oczy na to, co w życiu najważniejsze. Czytaj: drugiego człowieka, radość z drobnych triumfów, a także wiarę w hart ducha pozwalającą przetrwać niejedną życiową zawieruchę. 

Lusiński opowiada tę historię według niezawodnego fabularnego wzorca, zmierzając gładko od jednego punktu węzłowego do kolejnego. Nieustannie podsyca też w widzu niepokój o to, czy bohater nie zostanie za chwilę zdemaskowany. Próbuje na przemian wzruszać, wzbudzać na twarzach widowni uśmiech, dawać do myślenia. Przemiana nauczyciela następuje tu bez nadętych frazesów i wielkich gestów. Niestety, amerykańska z ducha narracja zbyt często rozmywa się w polskiej bylejakości – wygładzonym, upudrowanym obrazie polskiej szkoły, porzuconych bez puenty frapujących wątkach (patrz: relacja z rodzicielką), rozpisanym na pół gwizdka, anemicznym wątku miłosnym, wreszcie przezroczystej telewizyjnej realizacji. W "Carte Blanche" brakuje również interesujących postaci kobiecych. Te, które są, to albo wycięta z kartonu nastoletnia buntowniczka w glanach (Eliza Rycembel) albo skrzywdzona przez los cierpiętnica w babcinym swetrze (Urszula Grabowska). 


Film Lusińskiego stoi przede wszystkim świetnymi kreacjami Andrzeja Chyry i Arkadiusza Jakubika. Pierwszy gra na półtonach, sygnalizując chorobę Kacpra drobnymi symptomami. Wypada również wiarygodnie jako polski John Keating, który charyzmą zdobywa serca i rozumy uczniów. Drugi kolejny raz świetnie sprawdza się w roli jowialnego kumpla, łącząc ciepło i szelmowski wdzięk. Gdy świat bohatera na zawsze pogrąża się w ciemnościach, męska przyjaźń okazuje się światełkiem w tunelu.







Spis wszystkich filmów PO PRAWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)


Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.


DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ OGLĄDALNOŚĆ BLOGA ORAZ ZA WSZYSTKIE MIŁE MAILE. :)





Pozdrawiam,
Monika Musiał.

środa, 29 lipca 2015

Ted 2 (2015) PL



reżyseria: Seth MacFarlane
scenariusz: Alec Sulkin, Wellesley Wild, Seth MacFarlane
gatunek: Komedia
produkcja: USA
premiera: 10 lipca 2015 (Polska) 25 czerwca 2015 (świat)







Oglądaj ONLINE:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ









Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ








Trudno rozśmieszyć kogoś dwa razy tym samym dowcipem. Założenie, że nic co ludzkie – w tym palenie skrętów, macanie prostytutek i puszczanie gazów – nie jest obce pluszowemu misiowi, niosło pierwszą część "Teda". W sequelu rzeczona karta wypadła z talii, więc pozostało jedynie przykręcanie śruby. I faktycznie, gagów jest więcej, stawka jest wyższa, a miś Ted to jeszcze większy zbereźnik. A jednak brakuje w filmie – choćby i nieudanej – próby przekierowania opowieści na inne tory. 


W kontekście tego, że traktujemy Teda jak starego kumpla, nieciekawie wypada zwłaszcza centralny motyw fabuły, czyli konieczność udowodnienia człowieczeństwa bohatera. Ted wziął wprawdzie w liberalnej Ameryce ślub z najprawdziwszą przedstawicielką homo sapiens, kasjerką Tami Lynn, ale żeby wspólnie wychowywać dziecko, muszą dowieść przed sądem, że miś jest w świetle prawa istotą ludzką. I tu oczywiście zaczynają się schody, gdyż jedyna "furtka" to partycypacja w rozwoju społeczeństwa, a Ted partycypuje głównie w alkoholowych libacjach oraz jeździe po pijaku.   

Wspomagany przez najlepszego kumpla Johna (Mark Wahlberg) oraz wiecznie upaloną prawniczkę Samanthę (Amanda Seyfried) Ted rozpoczyna sądową bitwę, zaś twórcy filmu zaczynają odpalać komediowe fajerwerki. Skłamałbym, pisząc, że mają niewielką siłę rażenia, lecz to, co najlepsze, Seth MacFarlane podkrada innym – głównie braciom Zucker, którzy ewidentnie zainspirowali najlepsze z dowcipów. Reszta to standardowy zestaw niewybrednych żartów w rodzaju kopcenia marihuany z lufki w kształcie prącia albo ślizgania się na podłodze umazanej spermą. MacFarlane celuje w satyrę na amerykański styl życia, w zgrywę z konwencji dramatu sądowego, w wiele rzeczy. Jednak w myśl starego porzekadła, dowcipem nie należy celować, tylko trafiać, a to już wychodzi mu w kratkę. W najlepszych momentach "Ted 2" to karuzela obraźliwych, hardkorowych i nieodparcie śmiesznych gagów. W najgorszych – a tych jest niestety więcej – ciężkostrawna porcja narcyzmu reżysera.  




Osadzenie finałowego aktu w trakcie Comic-Conu w San Diego jest chyba najlepszym przykładem samozachwytu MacFarlane'a. Gdy dookoła roi się od przebranych za kultowe postaci nerdów, a co drugi żart dotyczy wielkiej popkulturowej spuścizny Hollywood, trudno oprzeć się wrażeniu, że twórca próbuje awansem umieścić w tym panteonie Teda. Zwykle jednak o takich rzeczach decydują widzowie (żeby nie powiedzieć: historia), a wygląda na to, że droga do ich serc właśnie się wydłużyła. 







Spis wszystkich filmów PO PRAWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)


Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.


DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ OGLĄDALNOŚĆ BLOGA ORAZ ZA WSZYSTKIE MIŁE MAILE. :)





Pozdrawiam,
Monika Musiał.





Minionki (2015) PL



reżyseria: Kyle Balda, Pierre Coffin
scenariusz: Brian Lynch
gatunek: Animacja, Familijny, Komedia
produkcja: USA
premiera: 26 czerwca 2015 (Polska) 11 czerwca 2015 (świat)








Oglądaj ONLINE:

serwer 1: TUTAJ.

serwer 2: TUTAJ










Pobierz:


serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ.






Jak nie zakochać się w Minionkach? To takie urocze stworzenia, które "wiecznie zła pragnąc, wiecznie czynią dobro", a do tego rozbrajają swoim nierozgarnięciem i naiwnością. Wiele osób – szczególnie dzieci uwielbiające slapsticowe żarty – uznało sceny z ich udziałem w "Jak ukraść księżyc" za najzabawniejsze momenty animacji. I tak zaczęła się gorączka na Minionki, z której – z oczywistych względów – wykiełkował samodzielny film z pigułkokształtnymi potworkami. Ponieważ i mnie dosięgła ta gorączka, tym bardziej czuję się zażenowana tym, co zobaczyłam. 


Jak na prequel przystało, animacja zaczyna się od krótkiej historii ewolucji Minionków. Twórcy tłumaczą, jak doszło do tego, że tytułowi bohaterowie postanowili służyć najbardziej przerażającym kreaturom i najgroźniejszym złoczyńcom na Ziemi. Następnie z kilku zabawnych sekwencji dowiadujemy się, jak Minionki niechcący unicestwiały swoich kolejnych złych panów. W tych krótkich formach stworki są takie, jakimi pokochali je widzowie. Dalsza część bajki to opowieść o tym, jak tytułowi bohaterowie postanawiają wyruszyć w świat na poszukiwanie nowego przywódcy. W ten sposób trafiają do Ameryki, gdzie poznają słynną mistrzynię zła Scarlett O'Haracz. Z ochotą zaczynają jej służyć. Im dłużej ciągnie się ta historia, tym Minionki robią się coraz bardziej nieznośne. 

Rzecz w tym, że w krótkich scenach ich hałaśliwość i nadpobudliwość jest ujmująca. Robią sobie złośliwe dowcipy, biją się po głowach i rechoczą z byle powodu. Skoro jednak nie ma tu niczego, co na chwilę mogłoby dać wytchnienie od niewyszukanego (często wręcz niesmacznego) poczucia humoru, pozostaje wyłączyć się ze śledzenia zdarzeń na ekranie. Co – na marginesie – nie przyniesie żadnej straty. Fabuła animacji opiera się na cieniutkim koncepcie, który został dodatkowo rozwodniony wieloma przydługimi scenami-dygresjami, by uzyskać czas pełnego metrażu. W efekcie jest nudno, głośno i o niczym. 



To, co w największym stopniu różni jednak "Minionki" od "Jak ukraść księżyc", to główny zły bohater. W odróżnieniu od Gru Scarlett O'Haracz jest autentycznie bezwzględną, zepsutą i ogarniętą chęcią władzy osobą. Kiedy więc zaczyna walczyć z Minionkami, sięga po najokrutniejsze metody i włącza w tę rozgrywkę najokropniejsze postaci z przerażającym klaunem i mimem odpalającym piłę mechaniczną (sic!) na czele. Nietrudno sobie wyobrazić, jak na takie atrakcje będą reagowały dzieci, które w zamian nie dostaną żadnej pocieszającej lekcji. W "Minionkach" nie ma bowiem morału. Ani słowa o przyjaźni (jak np. w "Pingwinach z Madagaskaru", co sprawiło, że ta animacja w ostatecznym rozrachunku była jednak znośna), ani o tym, że dobro zwycięża ("Jak ukraść księżyc"). Bohaterom nie przyświeca też żaden cel – stawiają czoła O'Haracz tylko dlatego, że to ona atakuje ich pierwsza. Ich zwycięstwo nie prowadzi więc do niczego. 

Mile zaskakuje jedynie zakończenie. Daje nadzieję, że seria wróci jeszcze na właściwe tory. Ale na to przyjdzie nam pewnie trochę poczekać. 









Spis wszystkich filmów PO PRAWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)
Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.


DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ OGLĄDALNOŚĆ BLOGA ORAZ ZA WSZYSTKIE MIŁE MAILE. :)





Pozdrawiam,
Monika Musiał.


czwartek, 4 czerwca 2015

Avengers: Czas Ultrona (2015) PL



reżyseria: Joss Whedon
scenariusz: Joss Whedon
gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
premiera: 7 maja 2015 (Polska) 13 kwietnia 2015 (świat)





Oglądaj ONLINE:

TUTAJ.



Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ





"Przecież to Avengers", mówi członek złej organizacji Hydra, który miał tego pecha, że znalazł się na celowniku "najpotężniejszych bohaterów Ziemi". Jego wypowiedź nadaje się na podsumowanie całego "Czasu Ultrona". Innymi słowy: Avengers - i wszystko jasne.  


Joss Whedon wchodzi jeszcze raz do tej samej rzeki i nie bierze jeńców. Większość z dotychczasowych filmów ze studia Marvela łapała się jakiejś znajomej konwencji, która miała zmiękczyć widzów nie do końca przekonanych do idei kolorowych przebierańców zbawiających świat. W "Iron Manie 3" taką konwencją był policyjny film kumpelski (zwłaszcza w finale), w "Kapitanie Ameryce: Zimowym Żołnierzu" – kino szpiegowskie, a w "Strażnikach Galaktyki" – tak zwane Kino Nowej Przygody. Tym razem dostajemy jednak komiks pełną gębą. Ze zwiastunów znamy już zresztą jakby żywcem wyjęty z kart zeszytów kadr, w którym Avengers zawisają w powietrzu w gotowych do akcji pozach. A teraz pomnóżcie to przez dwie i pół godziny. 

Whedon podobno miał w planach bardziej intymny sequel rozegrany na mniejszą skalę niż pierwsza część. Jeśli faktycznie tak było, to poniósł sromotną klęskę. Złota zasada filmowych kontynuacji obowiązuje i tu: ma być tak samo, tylko bardziej. Poprzednia odsłona funkcjonuje więc jako wzorzec i punkt odniesienia. Whedon raz za razem do niej nawiązuje; błędy stara się naprawić, a atrakcje – przebić. W ramach zadośćuczynienia przede wszystkim rozbudowuje postać Hawkeye’a (Jeremy Renner), który niemal połowę "Avengers" spędził jako bezmyślny osiłek na usługach Lokiego. A przecież – jako "po prostu" facet z łukiem – i tak wydawał się już ciut nie na miejscu u boku superżołnierzy, kosmicznych półbogów i genialnych miliarderów. Tym razem jest na niego pomysł: Hawkeye to zwykły gość w drużynie, równiacha, który swoją przyziemnością trzyma w ryzach zbieraninę większych niż życie indywidualności. Zresztą pozwala sobie nawet na żart z kontroli umysłu, jakiej ofiarą padł ostatnim razem.  




Jeśli zaś chodzi o powielanie i przebijanie atrakcji – dostajemy między innymi powtórkę z dwóch pamiętnych jazd kamery z "Avengers". Mowa oczywiście o mastershocie pokazującym wszystkich bohaterów w akcji oraz o pomnikowym „obrotowym” ujęciu. Obie jazdy ewidentnie mierzono na mokre sny fana komiksów - teraz Whedon proponuje ich "sequele". Pierwszym z nich dostajemy po głowie zaraz na starcie i trudno wyobrazić sobie lepszą introdukcję dla naszych herosów. Drugi bis udał się nieco mniej: w nawale zwolnionego tempa, fikołków, ataków z powietrza, czarów-marów i nacierających zastępów złych robotów gubi się gdzieś elegancja pierwowzoru. Jeśli jest jakiś problem z "Czasem Ultrona", to chyba właśnie taki: film dźwiga na swych barkach ciężar całego kinowego Uniwersum Marvela i… dostarcza aż za dużo szczęścia. Whedon żongluje imponującą ilością fabularnych piłeczek – do pokaźnej liczby oryginalnych bohaterów dochodzi jeszcze szereg nowych postaci i bagaż, jaki ze sobą niosą. A oprócz przeszłych filmów, które trzeba przypomnieć, są też przyszłe, które trzeba zapowiedzieć – takie prawo bycia ogniwem wciąż rozrastającej się serii. Ale chociaż twórca miejscami dostaje zadyszki, to i tak koniec końców cały trik udaje mu się po raz drugi. Dialogi znowu skrzą się dowcipem, a osobowość każdego z bohaterów wybrzmiewa w punkt – choćby w scenie przyjęcia w siedzibie Avengers. W temacie widowiskowo-akcyjnym jest zaś chyba nawet lepiej niż ostatnio. Świetna jest otwierająca "bondowska" sekwencja potyczki z żołnierzami Hydry, równie dobry - pojedynek między Iron Manem a Hulkiem. 

Whedon sprytnie spina też nowe postacie z krytyczną meta-refleksją. Kto widzi w Avengers członków amerykańskiego superoddziału bojowego bezkarnie panoszących się na terytorium obcych krajów w imię globalnego – w ich mniemaniu – dobra, ten przyklaśnie debiutującym tu czarnym i nie-do-końca czarnym charakterom. Tytułowy Ultron (głos Jamesa Spadera) stanowi pokłosie eksperymentów Tony’ego Starka (Robert Downey Jr.) z obcą technologią. To produkt rozbuchanego do epickich rozmiarów ego bogacza/geniusza/herosa – sztuczna inteligencja, która wytyka swojemu stwórcy chęć zamknięcia świata w prywatnym więzieniu. Bliźniacy Wanda (Elizabeth Olsen) i Pietro Maximoff (Aaron Taylor-Johnson) są z kolei sierotami z wschodnioeuropejskiego państewka Sokovia; ich rodzice zginęli od bomby wyprodukowanej przez Starka. Dzięki udziałowi w eksperymentach Hydry rodzeństwo dostało narzędzia do wypełnienia zemsty – niebezpieczne supermoce. Nawet jeśli światopoglądy Ultrona i Maximoffów ostatecznie albo się kompromitują, albo ewoluują – i tak punkt dla twórcy, że daje im wybrzmieć.  




Dzięki temu "Czas Ultrona" – choć to blockbuster o zbawiających świat superludziach – nieoczekiwanie zaznacza totalitaryzujący margines własnej narracji. Nazwanie dojrzałym filmu, w którym grupa superbohaterów walczy ze złym robotem, może być nadużyciem, ale Whedon przynajmniej jest świadom schematów, na jakich pracuje. O trzeźwości jego podejścia świadczy między innymi wątek odpowiedzialności Avengers. Pomaganie niewinnym i minimalizowanie szkód przez bohaterów to żaden fabularny przecinek, tylko kluczowy punkt finałowej bitwy. Zack Snyder powinien robić notatki. Kliszom wymyka się też wizja sztucznej inteligencji. Ultron niby dochodzi do swoich tradycyjnie pesymistycznych wniosków w drodze tradycyjnie zimnej kalkulacji, ale pełno w nim intrygujących niuansów. Jest nie tylko komicznie niezręczny w naśladowaniu ludzkich zwyczajów, ale i zwyczajnie… humorzasty. A scena "narodzin" czarnego charakteru pokazana jest - w błysku inscenizacyjnego geniuszu - z jego punktu widzenia. Co więcej, potocznie "złemu" AI Whedon przeciwstawia "dobre" - w osobie androida Visiona (Paul Bettany). Tutaj jednak kończy się "dorosłość" filmu, a zaczyna prawdziwy sprawdzian dla komiksowych sceptyków. Jeśli kupujecie tę postać - czerwonoskórego, odzianego w żółtą pelerynę i strzelającego promieniami superbohatera – możecie iść na "Czas Ultrona" w ciemno. A jeśli ten opis budzi wasze obawy… Cóż, jest naprawdę duża szansa, że Whedon i tak was przekona.    




Spis wszystkich filmów PO PRAWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)


Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.

DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ OGLĄDALNOŚĆ BLOGA ORAZ ZA WSZYSTKIE MIŁE MAILE. :)





Pozdrawiam,
Monika Musiał.

Mad Max: Na drodze gniewu (2015) PL



reżyseria: George Miller
scenariusz: Nick Lathouris, Brendan McCarthy, George Miller
gatunek: Sensacyjny, Sci-Fi
produkcja: Australia, USA
premiera: 22 maja 2015 (Polska) 7 maja 2015 (świat)






Oglądaj ONLINE:

TUTAJ.




Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ






Mówisz "Mad Max", myślisz: "Wojownik szos". Choć w pierwszej części wylano fundamenty pod szacowną serię, a trzecia przeniosła cykl w stratosferę kiczu, wszystko, co najlepsze, wydarzyło się w sequelu. To właśnie w nim majestat jałowego świata – stworzonego za dziesięciokrotnie większe pieniądze niż w oryginale – stał się bezdyskusyjny. To wówczas Mel Gibson zrzucił policyjny uniform i przywdział kultową, rozchełstaną skórę, a reżyser George Miller zamienił bohatera w ikonę popkultury. Dziś Miller ma już siódmy krzyżyk na karku, ale lata na bezdrożach nie poszły na marne: "Mad Max: Na drodze gniewu" to kino akcji równie szlachetne jak stojące za nim intencje. Zrodzone z potrzeby i nakręcone z miłością. Opowiedziane z pasją człowieka, który wie, że od wściekłej amazonki z mechaniczną dłonią lepsza jest tylko buchająca ogniem gitara. 



Już otwierający film, nihilistyczny monolog nie pozostawia wątpliwości: będziemy mieć do czynienia z destylatem całego uniwersum. Są dziwactwa, przy których Tina Turner w celofanie to szczyt dobrego smaku, jest czarny charakter odgrywany przez znanego z "jedynki" Hugh Keays-Byrne'a, a także fetyszyzowane na potęgę cuda postapokaliptycznej motoryzacji. "Na drodze gniewu" tkwi korzeniami w "Wojowniku szos", lecz nie jest to ani hołd, ani pastisz, tylko inteligentna rekonfiguracja dawnego świata. Oto Max Rockatansky (Tom Hardy), dręczony wspomnieniem zmarłej rodziny eksgliniarz, trafia w niewolę watażki o megalomańskiej ksywce Immortan Joe. Facet ma monopol na wodę pitną i włada sporą, przyboczną armią, więc niedobitki ludzkości z trudem oddychają pod jego butem. Tętno podnosi mu dopiero podwładna, jednoręka Imperator Furiosa (Charlize Theron). Rebeliantka porywa nałożnice tyrana i ucieka na pustynię. W pościg, z przytroczonym do czoła konwoju trofeum w postaci Maxa, ruszają siepacze Joe'ego. Reszta jest milczeniem i nie bierzcie tego za metaforę: wyjątkowo oszczędni w słowach bohaterowie charakteryzowani są głównie przez działanie, instynktowne odruchy i uniwersalny język przemocy. 



Furiosa i Max tworzą ciekawy duet: on jest typem złamanego herosa rodem z czarnego kryminału, ona walczy za sprawę. Feministyczna wymowa filmu jest silna, zwłaszcza w ostatnim akcie, jednak Miller zgrabnie balansuje pomiędzy skrajnościami: tak jak ze zdeterminowanej Furiosy nie czyni większej niż życie superbohaterki, tak ściganego przez duchy przeszłości Maxa nie zamienia w wybawiciela żeńskiej ferajny. Ich więź, zarysowana oszczędnie przez Hardy'ego i Theron, ma w sobie chłód czysto pragmatycznej transakcji, ale z czasem ewoluuje w coś bardziej skomplikowanego. I choć nie ma w filmie miejsca na miłość bądź seks, zdarzają się momenty zaskakującej czułości. Max i Furiosa są zresztą bijącym sercem obrazu zaludnionego przez postaci z najdzikszych koszmarów. Prym wśród nich wiedzie przegięty Immortan Joe – zarazem pokraczny i dumny, przerażający i bezwstydnie kampowy. 

Oczywiście, skoro bohaterowie więcej robią, niż mówią, to i opowieść rozwija się w ogniu bezustannej akcji. Kawalkada wrażeń zwalnia tylko momentami, lecz nawet chwile dramaturgicznego "postoju" są logicznie uzasadnione i wykorzystane na dalszą ekspozycję postaci. Kolejne sceny, rozgrywające się to w epicentrum burzy piaskowej, to na oświetlonym przez trupi księżyc grzęzawisku, reżyser zamienia w małe poematy destrukcji. Łączy cyfrowe efekty ze staroszkolnymi, kaskaderskimi popisami, barwne filtry z surowym obrazem, rwane, niemal poklatkowe ujęcia z majestatycznymi, dalekimi planami. Dzikusy walą w kotły, obłąkany gitarzysta akompaniuje bandzie psychopatów, morze ognia pochłania kolejne pojazdy. Finezja, z jaką Miller inscenizuje kolejne starcia, ustawia go w jednym rzędzie z innymi rewolucjonistami współczesnego kina akcji: Paulem Greengrassem odpowiedzialnym za dwa świetne, frenetyczne filmy o Jasonie Bournie, oraz Garethem Evansem, który dyptykiem "The Raid" przywrócił wiarę w kino kopane. Równie imponujący jest tylko pietyzm kostiumografów oraz scenograficzny  rozmach: nawet wyciągnięta rodem z "Johna Cartera" pustynna twierdza wydaje się integralną częścią estetyki filmu. 




Strategię Millera najlepiej podsumowuje niepozorna scena, w której Max prosi towarzyszkę o naprawę wozu. Większość filmów wyhamowałaby w tym momencie i dała czas na odłożenie kubełka popcornu. Tymczasem w "Mad Maksie", po szybkim cięciu, widzimy sunący pojazd z podczepioną do podwozia i szukającą usterki bohaterką. "Nie ma czasu na czcze pogadanki" – przekonuje reżyser. Można naprawić samochód, rozliczyć się z przeszłością i odzyskać wiarę w ludzi, nie przerywając wymiany ognia. Jazgot silników, zapach benzyny, smak krwi i piach pod palcami – oto nowa definicja zmysłowego kina akcji.  






Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)


Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.

DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ OGLĄDALNOŚĆ BLOGA ORAZ ZA WSZYSTKIE MIŁE MAILE. :)





Pozdrawiam,
Monika Musiał.