piątek, 23 stycznia 2015

Zostań, jeśli kochasz (2014) PL



reżyseria: R.J. Cutler
scenariusz: Shauna Cross
gatunek: Dramat
produkcja: USA
premiera: 12 września 2014 (Polska) 18 sierpnia 2014 (świat)



Oglądaj ONLINE:

TUTAJ




Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ






To nie jest film dla starych ludzi. Za dużo w nim słodyczy, ckliwych momentów, wielkich uniesień i egzystencjalnych pytań godnych Paulo Coelho. "Zostań, jeśli kochasz" zostało zrobione dla nastolatków, a nie starych tetryków. Przenosząc na ekran bestseller Gayle Forman, R.J. Cutler pozostał wierny książkowemu melodramatowi i schował się za gatunkowymi schematami. Ani na milimetr nie wyściubia nosa poza przetarte szlaki. Jego "Zostań, jeśli kochasz" to film wtórny, choć nie pozbawiony uroku. 



Cutler chętnie łączy przeciwieństwa. Banalny melodramat splata z opowieścią o sprawach ostatecznych, a postaci nastoletnich buntowników obdarowuje cechami dorosłych (i vice versa). Nieśmiała wiolonczelistka i grzeczny rockman,  którzy powinni być siłą napędową filmu, ustępują miejsca dorosłym bohaterom - wyluzowanym rodzicom dziewczyny. Grani przez Joshuę Leonarda i Mireille Enos rodzice to eksrockmani, którzy w imię miłości zrezygnowali z buntu. On sprzedał perkusję i odszedł z punkowego zespołu, ona zaś przestała jeździć na koncerty, by zająć się wychowaniem dzieci. U Cutlera to właśnie dwoje sympatycznych czterdziestolatków spycha w cień młodych bohaterów. Nie tylko dlatego, że Leonard i Enos potrafią bawić się własnym wizerunkiem, ale też dlatego, że ich postaci okazują się dużo ciekawsze niż para mdłych nastolatków. 

W obrazie Cutlera niewiele jest napięć. Nie ma szkolnych konfliktów ani rodzinnych przepychanek. Nawet młodzieńcza miłość nie generuje przesadnie wielu tarć. Buntownik z gitarą okazuje się dżentelmenem, a nastoletniej Mii nie w głowie bunt, łamanie zasad i młodzieńcze szaleństwa. Ugrzecznienie filmowych bohaterów mogłoby być walorem "Zostań…" (przełamuje zgrany melodramatyczny schemat), gdyby nie fakt, że Cutler nie znajduje w swej opowieści innych źródeł napięcia, a jego film z minuty na minutę traci tempo. 




Amerykański reżyser próbuje łączyć licealny melodramat z opowieścią o sensie życia i śmierci, przeznaczeniu i ludzkich wyborach, ale dużo lepiej radzi sobie wtedy, gdy trzyma się wątków miłosnych. Na Chloë Grace Moretz i Jamiego Blackleya patrzy się z dużą przyjemnością, mimo że w dramatycznych sekwencjach wypadają dość słabo. 

Pamiętając o mankamentach filmu Cutlera, warto dodać, że jako melodramat dla nastolatków "Zostań…" wypada lepiej niż przeciętnie. Dowcipne dialogi, obsada, której nie brak uroku i ekranowego seksapilu, wreszcie -  dobra ścieżka dźwiękowa zbudowana z sentymentalnych songów wyróżniają film Cutlera wśród młodzieżowych opowieści o niemożliwych miłościach. A że starszych widzów będzie mdliło od nadmiaru emocjonalnego i estetycznego lukru? Cóż, to nie jest film dla starych ludzi. 






Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.





Pozdrawiam,
Monika Musiał.


Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1 (2014) PL


reżyseria Francis Lawrence
scenariusz: Danny Strong, Peter Craig
gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
premiera: 21 listopada 2014 (Polska) 10 listopada 2014 (świat)





Oglądaj ONLINE:

TUTAJ




Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ






Zmorą filmowych cykli jest konieczność grania do dwóch bramek jednocześnie. Każdy kolejny epizod buduje się na osiągnięciach poprzedniego, ale zarazem musi on stanowić samowystarczalną opowieść; alienowanie potencjalnych nowych widzów nie wchodzi w grę. Oczywiście, nikt raczej nie pójdzie na trzecią część "Igrzysk śmierci" przypadkiem. Ale twórcy "Kosogłosa" dmuchają na zimne i jakby co, robią ukłon w stronę zapominalskich. Co ciekawe, jest to ukłon niezwykle oszczędny. Już w pierwszej minucie filmu, w pierwszej kwestii dialogowej, główna bohaterka, Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence), relacjonuje – sobie samej! – ostatnie wydarzenia. Trzy zdania, kilkanaście sekund czasu ekranowego – i po sprawie. Wydajność niespotykana w tonących w zalewie ekspozycji sequelach, prequelach i innych "ciągach dalszych". "Kosogłos. Część 1" jest co prawda – zgodnie z tytułem – w zasadzie tylko połową historii, przedostatnim odcinkiem kinowego serialu, ale ta niekompletność nie razi. 



Tak to już zresztą z finałami rozmaitych serii  – od "Harry’ego Pottera" po "Zmierzch" – bywa: regularnie rozciąga się je na dwa filmy. Wszystkie atrakcje, całe – że tak powiem – igrzyska zobaczymy więc zapewne dopiero w drugim z nich. W części pierwszej twórcy skupiają się na niespiesznych przygotowaniach do ostatecznej rozgrywki. Kładą planszę i rozstawiają pionki. Choć w państwie Panem rozpętuje się regularna rewolucja, reżyser Francis Lawrence skąpi nam obrazów z frontu walk. Jeśli coś tu wybucha, to w oddali, na skraju pola widzenia albo wręcz poza kadrem. Gdy Katniss odwiedza swój rodzinny Dystrykt, zrównany z ziemią przez Kapitol, by ukarać jej nieposłuszeństwo, nie sposób nie pomyśleć o podobnej scenie z "Pianisty" Polańskiego (Szpilman na gruzach Warszawy). W obu filmach skalę wojennego spustoszenia poznajemy po efektach. O ogromie katastrofy nie mówi nam wizualizacja samego procesu rozwałki, a elipsa – zestawienie stanu "po" z utrwalonym w pamięci stanem "przed". Nawet jeśli Lawrence gra na czas i oszczędza budżet, by starczyło mu na kolejną część, potrafi wykorzystać te okoliczności. 



Reżyser przede wszystkim sprytnie rozbraja nachalnie narzucający się podniosły ton. Nie brakuje tu co prawda wielkich słów, łez i wzruszeń, ale "Kosogłosowi" daleko do bezmyślnej retoryki w rodzaju "do boju by się szło". "Igrzyska śmierci" – nietypowo jak na cykl z szufladki "young adult" – już od pierwszej odsłony zdradzały zresztą cechy nadprogramowej dojrzałości. Obok obowiązkowego trójkąta miłosnego mieliśmy w nich przecież – nieszczególnie głęboką, ale jednak – ponurą wizję dystopijnego społeczeństwa i krytykę massmediów. Jeśli dwie pierwsze części pokazywały w krzywym zwierciadle kulturę reality show, tym razem mamy do czynienia z satyrą na medialny marketing. "Kosogłos. Część 1" jest opowieścią o wojnie toczonej przez wrogie sztaby propagandy. O tym, że totalitarny Kapitol opiera swoją potęgę na opium telewizyjnego spektaklu, wiedzieliśmy. Również rebelianci preferują jednak agresywny marketing od broni konwencjonalnej. Dlatego tak potrzebna jest im Katniss. Dziewczyna, która wyrosła na narodowy symbol buntu, to nie lada as w ich rękawie. Tym bardziej że rządowa propaganda niespodziewanie okazuje się mieć po swojej stronie bliskiego dziewczynie Peetę (Josh Hutcherson). Katniss dostaje więc designerski kostium, bajerancką broń oraz drużynę i niczym superbohaterka z plakatu ma zagrzewać do boju uciśnione masy. 

Ale Katniss nie jest osobą, którą łatwo upozować i postawić na cokole. To nietypowa bohaterka – wycofana, zamknięta, dusząca w sobie emocje. Wielką zasługą Jennifer Lawrence jest to, że potrafi uczynić swoją postać wiarygodną i zrozumiałą mimo nieprzeniknionej fasady, jaką otacza się dziewczyna. W rękach gorszej aktorki Katniss byłaby nieznośną, patrzącą się w dal mimozą – Lawrence robi z niej postać z krwi i kości. Bliżej jej tu do granej na półtonach roli z "Do szpiku kości" niż ostatnich, szarżujących występów u Davida O. Russella. Oczywiście bohaterka nie trzyma gardy cały czas. Gdy wreszcie eksploduje wściekłością – procentuje wykonawcza powściągliwość Lawrence. Ale aktorka i tak najlepsza jest w scenach, kiedy jej postać nieudolnie recytuje napisane dla niej zagrzewające do boju przemówienia. Zagrać złe aktorstwo to też wyczyn! Lawrence wiedzie tu prym, ale wtóruje jej zwyczajowo mocny drugi plan. Philip Seymour Hoffman – zupełnie inaczej niż w poprzedniej części – nadaje granemu przez siebie Plutarchowi Heavensbee intrygującej niejednoznaczności. A Elizabeth Banks jako Effie Trinkett - zupełnie tak samo jak w poprzedniej części – subtelnie balansuje na granicy karykatury, ani razu jej nie przekraczając. Z grona nowych postaci wyróżniają się dwie silne kobiety: przewodnicząca rewolucjonistom Alma Coin (Julianne Moore) i reżyserka rebelianckich filmów Cressida (Natalie Dormer). 





Bez spektakularnych sekwencji akcji, bez typowego wysokobudżetowego widowiska "Kosogłos. Część 1" wyrasta na bardzo nietypowy blockbuster. Utrzymany w żałobnym tonie ciszy przed burzą, bazujący raczej na interakcjach między bohaterami niż zastrzyku kinowej adrenaliny. Stanowiący raczej przerwę między kolejnymi połowami meczu niż właściwe widowisko. Ale jak na razie twórcy prowadzą. Mamy jeden do zera dla Lawrence’ów: Francisa i Jennifer. Zwolennicy walecznej, niepokornej Katniss mogą co prawda czuć się zawiedzeni, że przez cały film wypuszcza ona ze swego łuku zaledwie dwie (!) strzały. Ale spokojnie – za nami przecież dopiero połowa historii. A w jednej ze scen Beetee (Jeffrey Wright) przygotowuje dziewczynie cały kołczan pełen bajeranckiej amunicji. Katniss z pewnością jeszcze z niego skorzysta. Szkoda tylko, że dopiero za rok. 





Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.





Pozdrawiam,
Monika Musiał.


Za jakie grzechy, dobry Boże? (2014) PL



reżyseria: Philippe de Chauveron
scenariusz: Philippe de Chauveron, Guy Laurent
gatunek: Komedia
produkcja: Francja
premiera: 14 listopada 2014 (Polska) 16 kwietnia 2014 (świat)





Oglądaj ONLINE:

TUTAJ



Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ






...a lekarz ksenofob. Dowcip kiepski, na szczęście film całkiem znośny. Nie pierwszy raz zresztą Francuzi udowodnili, że potrafią z przeterminowanych sucharów upichcić strawny kawałek kina – o mało wyrazistym smaku, ale podawany przez niezłą obsadę i scenarzystów ze społeczną misją.  



Żyd (Ary Abittan), Arab (Medi Sadoun) i Chińczyk (Frederic Chau) to zięciowie konserwatysty i burżuja, Claude'a Verneuila (Christian Clavier). Pan Verneuil, postać rodem z balzakowskiej "Komedii Ludzkiej", zagryza zęby w trakcie kolejnych ślubów, licząc, że przynajmniej najmłodszą latorośl wyda za białego katolika z dziada pradziada. Marzenie ściętej głowy: gdy piękna Laure (Elodie Fontan) zaręcza się z ciemnoskórym Charlesem (Noom Diawara), czarka się przelewa, a kulturowo-religijny, rodzinny tygiel staje się bombą z opóźnionym zapłonem.  

Starcie twardogłowego Verneuila z zięciami rozpisane jest na szereg klasycznych wątków, w których stereotypy związane z narodowością i wyznaniem najpierw stają się przedmiotem długich dyskusji, a potem zostają obalone w kilku sytuacyjnych gagach. Proszone obiady, w trakcie których kurtuazja ustępuje miejsca tłumionym przez lata rasowym uprzedzeniom, kłopoty z trzymaniem wspólnego frontu przy wychowaniu dzieci, obce kapitały wypierające stołeczne, francuskie przedsiębiorstwa – to wszystko sedno filmu i choć wnioski płyną z obrazu niewesołe, scenarzyści przykrywają je grubą warstwą humoru. Czasem robią to skutecznie, kiedy indziej bez powodzenia. Zwykle jednak – z taką samą dozą naiwności. Nie ma tu problemów, których nie dałoby się rozwiązać po paru kieliszkach wina, zaś poruszenie palącej kwestii klinczu francuskiej burżuazji oraz ludności napływowej wydaje się usprawiedliwiać w mniemaniu twórców reżyserskie i scenariopisarskie lenistwo.  




Odchodzący powoli do panteonu legend francuskiej komedii Christian Clavier daje z siebie wszystko w roli Verneuila – irytuje się, dąsa, stroi miny, słowem, jest karykaturalny jak należy. Reszta obsady dotrzymuje mu kroku, z kolei dynamika jego relacji z tercetem Abittan-Sadoun-Chau owocuje kilkoma soczystymi linijkami tekstu. Nic zresztą dziwnego - konwencja lekkiej, niezobowiązującej farsy to dla Francuzów chleb powszedni. Oglądając film Philippe'a de Chauverona można dojść do wniosku, że mainstreamowe, komediowe menu znad Sekwany jest jednak zbyt ubogie – jeśli znudziły Was już filmy Agnes Jaoui, albo kasowe hity w rodzaju "Jeszcze dalej niż północ", ten "grzech" możecie sobie podarować. Jeśli jednak to wasza bajka, cyfry z europejskiego box-office'u będą najlepszą recenzją.  





Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.





Pozdrawiam,
Monika Musiał.


Wkręceni 2 (2014)




reżyseria: Piotr Wereśniak
scenariusz: Piotr Wereśniak
gatunek: Komedia
produkcja: Polska
premiera: 16 stycznia 2015 (Polska) 16 stycznia 2015 (świat)


Oglądaj ONLINE:

TUTAJ

Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ





Piotr Wereśniak, który we "Wkręconych" śmiał się z polskich kompleksów względem Zachodu, tym razem bierze na celownik świat rodzimych celebrytów. Efekt jest, niestety, podobny – "Wkręceni 2" to komedia przaśna, schematyczna i umiarkowanie śmieszna.



Szyja (Paweł Domagała) został sam. Koledzy zakochali się i pożenili, a później wyjechali z rodzinnego miasteczka. On został z despotyczną żoną-policjantką (Barbara Kurdej-Szatan) i pogłębiającą się depresją topioną w alkoholu. Jego jedynym towarzyszem niedoli pozostaje dziś Stopklatka (Antek Królikowski), wiecznie upalony magister bibliotekoznawstwa, który razem z Szyją pracuje w firmie porządkującej autostradę. To tu pewnego dnia spotkają Klementynę (Małgorzata Socha) – menedżerkę gwiazd z bajecznie drogim autem i temperamentem obozowego kapo. Dzięki niej Szyja, łudząco podobny do jednego z największych gwiazdorów polskiego kina i estrady, z prowincjonalnego miasteczka trafi do stolicy, by jako sobowtór odciążać aktora z niektórych celebryckich obowiązków. 

Piotr Wereśniak doskonale rozpoznaje grupę docelową swojego filmu. "Wkręceni 2" to hołd dla zwyczajnych ludzi prowadzących zwyczajne życie, nie do końca udane, ale prawdziwe. U Wereśniaka żywoty prowincjonalnych poczciwców zostają przeciwstawione celebryckiej pompie warszawki – pocztówkowo pięknej, ale zepsutej i próżnej. 




Opowiadając o zderzeniu dobrego szaraka z moralną zgnilizną stolicy, Wereśniak staje po stronie zwyczajności. Daje swojej publiczności to, co lubi ona najbardziej – radiowe przeboje w rodzaju "Ona tańczy dla mnie" i "Nie ufaj mi" Igora Herbuta, oraz całą plejadę rodzimych celebrytów: od Kasi Cichopek, przez Natalię Siwiec, Michała Piróga i Krzysztofa Ibisza aż po Annę Muchę. "Wkręceni 2" mają być pamfletem na polski show biznes, ale nim nie są. Wereśniak przerysowuje świat gwiazd, aby ukryć się za umownością karykatury. Nikogo nie chce obrazić, ani nikogo nie próbuje wyśmiać. "Wkręceni 2" okazują się przez to banalną opowieścią o podłych bogaczach i uczciwym biedaku, który wbrew wszystkiemu próbuje pozostać sobą. 

Udane dowcipy zdarzają się tu rzadko. Choćby wtedy, gdy główny bohater wygłasza tyradę o autostradowych ekranach, zagranicznych turystach i Donaldzie Tusku. Nie są to żarty najwyższej próby, ale działają. Szkoda jedynie, że reżyser nie próbuje spiąć ich w dramatycznie spójną całość, a film sprawia wrażenie napisanego na kolanie. 


Komediowy potencjał "Wkręconych 2" ratuje jedynie Paweł Domagała, który znów z wdziękiem wciela się w pociesznego półgłówka. Na dłuższą metę jego aktorska maniera byłaby pewnie męcząca, ale Wereśniak ustala metę już na 90 minucie, dzięki czemu grypsy Domagały raczej bawią, niż drażnią. Szkoda jedynie, że we "Wkręconych 2" większość aktorów otrzymuje role skrajnie jednowymiarowe (szkoda zwłaszcza Bartosza Opanii), a kobiece postaci znów zostają sprowadzone do roli ozdobnych paprotek. 

Aby zdyskontować swój wcześniejszy sukces, Piotr Wereśniak sięgnął po głośne nazwiska i sprawdzone fabularne schematy. I choć jego najnowszy film skazany jest na frekwencyjne powodzenie, potwierdza najważniejsze słabości polskiej komedii. Bo "Wkręceni 2" to film niechlujny i pełen uproszczeń, zbudowany z mizoginicznych klisz i do bólu przewidywalny. 








Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.





Pozdrawiam,
Monika Musiał.



Wolny strzelec (2014) PL




reżyseria: Dan Gilroy
scenariusz: Dan Gilroy
gatunek: Dramat, Kryminał
produkcja: USA
premiera: 21 listopada 2014 (Polska) 5 września 2014 (świat)





Oglądaj ONLINE:

TUTAJ




Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ.




Przypadek Lou Blooma nadawałby się do opisania zarówno w poradniku motywacyjnym jak i podręczniku psychiatrii. Self-made man i socjopata, energiczny przedsiębiorca i bezkrytyczny konsument mass-mediów, drobny bandzior przemawiający żarliwie w korponarzeczu – słowem, bohater na miarę dziwnych czasów, w jakich przyszło nam żyć. 


Wyposażony w radio-nasłuch na częstotliwości policji, GPS oraz kamerę wideo Lou (Jake Gyllenhaal) krąży nocami po  Los Angeles w poszukiwaniu sensacji. Uwiecznia na taśmie rozboje, zabójstwa i wypadki, a potem sprzedaje je lokalnej telewizji. Jest krew – jest news, powtarza wydawczyni wiadomości Nina (Rene Russo), zachęcając bohatera, by dogłębnie penetrował obiektywem sceny zbrodni. Ambitnemu Lou nie trzeba dwa razy powtarzać. Jeśli trzeba, zrobi zbliżenie na twarz konającego mężczyzny albo będzie taszczyć  zwłoki z miejsca na miejsce w trosce o efektowną kompozycję kadru. Kwestią czasu wydaje się, kiedy dla zdobycia materiału sam zacznie nakręcać spiralę przemocy. 

Czwarta władza – moralnie zbankrutowana, żerująca na najniższych instynktach, wpatrzona wyłącznie w słupki oglądalności – to w Hollywood etatowy chłopiec do bicia. Wystarczy wspomnieć chociażby "Sieć", "Miejski obłęd", "Zaginioną dziewczynę" czy nawet obie części komediowej "Legendy telewizji". Różnica między wymienionymi filmami a "Wolnym strzelcem" polega na tym, że tutaj bohaterem nie jest profesjonalny reporter, lecz świr z ulicy, który za parę dolców kupił w lombardzie amatorską cyfrę. Dla debiutującego za kamerą Dana Gilroya to punkt wyjścia do dosadnej lecz grubo ciosanej i w sumie mało oryginalnej satyry. W efekcie postaci dziennikarzy (zdesperowana, goniąca za ekscesem Nina oraz oburzony jej nieetycznym zachowaniem współpracownik) do samego końca nie wychodzą poza szablon, z którego zostały wycięte. 




"Wolny strzelec" najlepiej sprawdza się jako sugestywny portret przeżartego grzechem, pogrążającego  się w paranoi Los Angeles. Gilroy do spółki z operatorem Robertem Elswitem (Oscar za "Aż poleje się krew") potrafi fenomenalnie uchwycić oddech metropolii – puste przestrzenie, rozświetloną neonami pajęczynę dróg i autostrad, szare, zabudowane byle jak ulice. To idealne otoczenie dla rozkwitającego w drugiej części filmu wątku kryminalnego, zwieńczonego napompowanym adrenaliną pościgiem samochodowym. 

Największym skarbem  Gilroya pozostaje jednak kapitalny Jake Gyllenhaal – wychudzony, blady jak kreda, z przetłuszczonymi włosami i świdrującym spojrzeniem. Jego Lou to Freddy Krueger amerykańskiego snu – gotowy na wszystko potwór, któremu trudno kibicować, ale nie sposób odmówić demonicznego uroku.  Postać w sam raz skrojona pod gusta lubiącej aktorskie metamorfozy Akademii. Benedict Cumberbatch i Michael Keaton powinni się mieć na baczności - do przyszłorocznej oscarowej sztafety dołączył właśnie groźny konkurent.



Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.





Pozdrawiam,
Monika Musiał.



Hobbit: Bitwa pięciu armii (2014) PL



reżyseria: Peter Jackson
scenariusz: Fran Walsh, Philippa Boyens, Guillermo del Toro, Peter Jackson
gatunek: Fantasy, Przygodowy
produkcja: Nowa ZelandiaUSA
premiera: 25 grudnia 2014 (Polska), 1 grudnia 2014 (świat)




Oglądaj ONLINE:

TUTAJ



Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ




Łatwo machnąć na "Hobbita" ręką. Potraktować trylogię jak skok na kasę, efekt bezdusznej kalkulacji. "Bitwa Pięciu Armii" rozwiewa jednak wątpliwości, które zaledwie dwa lata temu wydawały się uzasadnione: nikt nie kocha Tolkienowskiego uniwersum tak jak Peter Jackson i to właśnie jego miłość napędza olbrzymią produkcyjną machinę. Widać to w każdym kadrze, słychać w każdej nucie, czuć bez względu na trafność artystycznych decyzji. Z tą trafnością jest, oczywiście, różnie. .



Finał poprzedniego odcinka przyprawił o palpitacje serca nawet weteranów "Mody na sukces". Krasnoludy pod wodzą Thorina Dębowej Tarczy przepędziły Smauga z Samotnej Góry, zaś ten, rozwścieczony, wziął na celownik pobliskie miasteczko Esgaroth. Otwierająca film sekwencja potyczki ze smokiem wyznacza ścieżkę, którą konsekwentnie będzie podążał Jackson: czary z komputera interesują go równie mocno co korowód romantycznych bohaterów, a akompaniamentem dla jednostkowych dramatów niemal zawsze jest szczęk iskrzącego żelastwa. Oczywiście film rozpocznie się na dobre, gdy armie elfów, orków, ludzi i krasnoludów spotkają się u podnóży Samotnej Góry. Kierowani najróżniejszymi imperatywami, stoczą największą bitwę, jaką widzieliśmy w filmowym Śródziemiu. A przypomnijmy, że nie jest to miejsce, w którym spory rozwiązuje się przy szarlotce z lodami. 

Ilość pracy, którą włożono w rysunek tego świata, oraz pietyzm, z jakim odwzorowano wszelkie detale, musi budzić podziw, nawet jeśli nie zawsze budzą go cyfrowe efekty specjalne: jak na mój gust nieco zbyt "sterylne", odcinające się estetycznie od wspaniałego tradycyjnego rzemiosła (uzbrojenie, elementy scenografii) i efektów analogowych.  Każda formacja i każda rasa walczy tu w charakterystyczny dla siebie sposób: krasnoludy wymachują ciężkimi toporami, elfy polegają na zwinności i unikach, orkowie łączą mobilność z siłą. Na placu boju pojawiają się zmiennokształtni, są orły, wyhodowane w celach militarnych nietoperze, a także gibające się  na prawo i lewo gobliny. Jackson sprawia wrażenie chłopca, który dostał pod choinkę wszystkie prezenty świata i nie może się zdecydować, który jest najfajniejszy. A mimo to jest w jego reżyserii zaskakująco dużo samokontroli. Akcja jest czytelna i nie nuży, kamera omiata gigantyczne pole bitwy, by za chwile pikować i skupiać się na niewielkich potyczkach z udziałem kluczowych postaci. Jackson pomaga sobie montażem równoległym, stara się nie puścić żadnej nitki i nie stracić z oczu żadnego bohatera. A że bitwa wypełnia niemal połowę filmu, nie jest to proste zadanie. W oku cyklonu mamy oczywiście dramat trzech władców: elfiego króla Thranduila (Lee Pace), który w imię większej sprawy musi dać wyraz solidarności ze znienawidzonym rodem krasnoludów; przewodzącego ludziom z Esgaroth Barda Łucznika (Luke Evans), mierzącego się z pokłosiem masakry zgotowanej przez Smauga. Wreszcie – Thorina Dębową Tarczę (Richard Armitage), który, omamiony nieprawdopodobnym bogactwem, stopniowo osuwa się w ramiona obłędu.  





Jackson ma niezdrową słabość do slapstkicku, czerstwych dowcipasów (postać tchórzliwego Alfrida powinna iść pod nóż), zwolnionego tempa i cyfrowej akrobatyki (świat fantasty też ma swoje prawa fizyki, z których, niestety, większość bohaterów niewiele sobie robi). Nie przeszkadza mu to jednak elegancko dopiąć wszystkich wątków i doprowadzić bohaterów do końca ich przygody. Zamiłowanie do nazbyt czytelnych metafor (przeglądanie się w tafli złota jako symbol korupcji absolutnej) i tanich chwytów dramaturgicznych (posępne kotły w zestawie ze slow-motion w scenach rozterek Thorina) często prowadzi reżysera na manowce, lecz z pomocą przychodzi mu świetna obsada. Zarówno posępny Armitage, jak i skupiony,  doskonale operujący językiem ciała Martin Freeman są tu klasą dla siebie, zaś wisienką na torcie jest 92-letni Christopher Lee, który – zastąpiony kaskaderem, ale cśśś, to tajemnica – przepędza widma nazguli w iście baletowym stylu.    

Trylogią "Władca pierścieni" Peter Jackson udowodnił, że nie taki Tolkien straszny jak go malują. "Hobbit" z kolei jest dowodem na to, że nawet powtarzać można się z klasą. Stawka całego konfliktu  jest w "Bitwie..." niewielka (przynajmniej w porównaniu do apokaliptycznego finału "Powrotu króla"), a jednak skala ostatniego aktu imponuje – trudno sobie wyobrazić lepszą uwerturę do "Władcy pierścieni". 







Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.





Pozdrawiam,
Monika Musiał.


Whiplash (2014) PL.



reżyseria: Damien Chazelle
scenariusz: Damien Chazelle
gatunek: Dramat, Muzyczny
produkcja: USA
premiera: 2 stycznia 2015 (Polska), 16 stycznia 2014 (świat)


Oglądaj ONLINE:

TUTAJ.




Pobierz:

serwer 1: TUTAJ

serwer 2: TUTAJ.







Czarny ekran. Stuk, stuk, stuk pałeczek uderzających w werbel. Odgłos stopniowo przyspiesza, wzmaga się i przechodzi w łup, łup, łup całego zestawu perkusyjnego. Tak zaczyna się "Whiplash" i mamy tu cały film w pigułce. Napięcie będzie rosło, a emocje sięgną zenitu. Miles Teller zagra na bębnach, a reżyser Damien Chazelle – na waszych nerwach. I podziękujecie im za to. Kto myślał, że walenie w perkusję to mało filmowy materiał, niech myśli dalej. 

"Whiplash" znajduje się bowiem na antypodach standardowych filmów muzycznych, w których drogę do sukcesu wyznacza bezpieczna partytura "trudnych początków" kulminujących w "przezwyciężeniu przeciwności". Oklaski, kurtyna, żyli długo i szczęśliwie? Nic z tych rzeczy. Młodego adepta sztuki gry na perkusji, Andrew Neymana (Teller), czeka prawdziwa droga przez piekło. A diabłem będzie profesor Fletcher (J.K. Simmons). Kierowany przez niego big band pod względem dyscypliny przypomina raczej pułk piechoty morskiej niż stateczną orkiestrę. Metodom nauczyciela bliżej zresztą do praktyk sierżanta Hartmana z "Full Metal Jacket" niż czegokolwiek, co kojarzy się nam na hasło "pan od muzyki". Krzyki, wyzwiska, poniżanie, rękoczyny, a nawet – znienacka – przymilanie się… Repertuar Fletchera jest bogaty i pełen niespodzianek. Nie tego oczekiwał Neyman, zamknięty w sobie chłopak zakochany w jazzie, kiedy zapisywał się do najlepszej szkoły muzycznej w kraju. Gra na perkusji to nie tylko pot i łzy, ale też krew z pokaleczonych dłoni i drzazgi z połamanych pałeczek. A także ból urażonej dumy oraz nerwy skołatane przez emocjonalną manipulację. 

Fletcher kieruje się prostą zasadą: poklepywanie po plecach nie tworzy wielkich artystów. Swoją metodologię zbudował w oparciu o anegdotę o Charliem Parkerze. Słynny jazzman sięgnął szczytów rzekomo dopiero po tym, jak jego perkusista rzucił w niego talerzem, nieomal nie dekapitując saksofonisty. Błędy należy piętnować – taki wniosek wyciąga ze swojej opowieści profesor. Chazelle kreuje go na większego niż życie tyrana, a J.K. Simmons – w czarnej marynareczce, zupełnie łysy, jakby stracił włosy od rwania ich sobie latami z nerwów – ma w tej roli używanie. Ale konflikt ucznia z mentorem nie jest tu czarno-biały. Możemy zastanawiać się, czy atencja, jaką darzą nauczyciela studenci – w tym Andrew – nie jest szczególnym przypadkiem syndromu sztokholmskiego. Chazelle nie zadowala się jednak inscenizowaniem istnego akademickiego torture porn, pojedynku niewinnych młodzieńców ze złym dziadem; stawia pytania, nie ucieka w łatwe wnioski. Jak dużego poświęcenia wymaga talent? Gdzie leży granica między prowokowaniem do przekraczania siebie samego, a podcinaniem skrzydeł? 

Widzimy przecież, jak byle pochwała ze strony Fletchera podbudowuje Andrew. Nieśmiały i aspołeczny chłopak – w wolnym czasie słuchający godzinami muzyki, ewentualnie… chodzący do kina z tatą – nagle nabiera życia. Zaprasza nawet na randkę dziewczynę, do której nigdy nie miał śmiałości podejść. Retoryka stawania na wysokości zadania, potencji, budowania wytrzymałości, jaka powraca w filmie w kontekście gry na instrumencie, czyni zresztą z muzyki energię zgoła seksualną. Kiedy Andrew pierwszy raz wchodzi na salę prób, kątem ucha słyszy starszych kolegów z orkiestry przechwalających się seksualnymi przygodami. Ale seks to broń obosieczna. Kiedy Fletcher chce obrazić swoich uczniów, ucieka się więc do homofobicznych wyzwisk. A marzenia o wielkości i przymus nieustannych ćwiczeń stają się czasem przeszkodą dla matrymonialnych planów Andrew. Chłopak zaczyna czuć, że będzie musiał wybrać między dwiema miłościami. 

Ta ciągła dwuznaczność jest największą siłą "Whiplash". Pojedynek charakterów – również pojedynek aktorski (Teller z filmu na film jest coraz lepszy) – nie będzie miał definitywnego rozstrzygnięcia, za to sporo zakrętów i wybojów. Jak w dobrym utworze muzycznym czekają nas crescenda, pauzy i nieoczekiwane zmiany tonacji. Kiedy wydaje się już, że wiemy, w jakim kierunku podąży ta opowieść, Chazelle robi nieoczekiwany zwrot. Ta nieoczywistość zostaje podtrzymana do samego końca. W istocie w tym układzie nie może bowiem być mowy o zwycięstwie absolutnym. Andrew, żeby wywalczyć sobie miejsce w orkiestrze i szacunek nauczyciela, musi bowiem znieść nieludzkie upokorzenia. Fletcher natomiast nie może wygrać, zarazem nie podkopując swojego autorytetu. Nowy Charlie Parker objawi się bowiem jedynie w akcie buntu, niesubordynacji, zrzucenia jarzma władzy mentora.     
  
No i "Whiplash" pozostaje jednym z rzadkich filmów o muzykach, w których bohaterem jest również sama muzyka. Fakt, opowiadając o dążeniu do wykonawczej perfekcji reżyser gubi gdzieś być może duszę, frajdę bezpretensjonalnego muzykowania, wolnego od kieratu liczenia taktów i pilnowania tempa. Ale za to oddaje hołd kunsztowi wykonawców i talentowi kompozytorów. Pokazuje, że jazz to nie przelewki (kamera zatrzymuje się w którymś momencie na plakacie z zabawną sentencją: "Kto nie ma talentu, kończy w kapeli rockowej"). Sam film ma zresztą konstrukcję jazzowego numeru. Wprowadzony na początku temat – wprawka, jaką ćwiczy Andrew na perkusji – powraca w momencie kulminacyjnym ze zdwojoną siłą. Muzyka rzadko ma okazję wybrzmieć na ekranie tak mocno jak w finałowym numerze, gdzie dźwięki orkiestry wspiera dodatkowo popisowy montaż i energiczna praca kamery. Jazzowy standard "Whiplash", który użyczył filmowi tytułu, jeszcze długo po seansie będzie grał wam w głowach. A Fletcher – śnił się po nocach. 






Spis wszystkich filmów PO LEWEJ STRONIE BLOGA, pod nagłówkiem ,,FILMY 2014". Aby rozwinąć listę filmów należy najechać na miesiąc i kliknąć. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! :)

Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam do wpisu ,,Witam! Początkowe informacje". Tam jest wszystko wyjaśnione.





Pozdrawiam,
Monika Musiał.